niedziela, 9 grudnia 2012

"Nieświęte duchy" - Stacia Kane



Kiedyś było fajnie – jak kogoś zabiłeś, to miałeś pewność, że będzie leżał martwy tak ciałem, jak i duchem. I kawały o zmarłej teściowej można było spokojnie opowiadać nie bojąc się, że dusza bohaterki tychże kawałów dobierze się nam do skóry. Co było martwe, to było martwe do końca. Dobrze było, ale potem wzięło i się sfilcowało. Teraz duchy wróciły i próbując odgryźć ci tyłek. A przynajmniej te nieświęte, co uciekły z objęć Kościoła Prawdy. I przez takie właśnie duchy Chess – nasz mała wytatuowana ćpunka, znaczy się, wiedźma – ma sporo roboty uganiając się w postapokaliptycznym świecie za tym, co zwiało z miasta duchów.

Udał się autorce koncept świata, przyznam. Apokalips już trochę widzieliśmy, magicznych też, ale takiej z duchami w roli głównej to jeszcze chyba nie było. Niestety autorka zmarnowała ten zacny pomysł. Dlaczego? Już spieszę wytłumaczyć.
Ten świat jest pusty – taka wydmuszka. Pobieżnie szkic z masą plam, które aż proszą się o wypełnienie i tchnięcie w ten świat życia. Niestety, tego w „Nieściętych duchach” zabrakło, a to błąd, obok którego ciężko przejść mi spokojnie. Niby jest Kościół, a go prawie nie widać. Niby jest postapokalipsa, a znowu się jej nie czuje. Do tego opisywane miejsca wydawały mi się pływać w ciemnym morzu niebytu, jak gdyby poza nimi mało co więcej było. Szkoda, bo gdyby ten świat żył, był wypełniony szczegółami, miejscami i ludźmi, to odbiór książki mógłby być o niebo lepszy.

Łatwiej byłoby też, gdyby bohaterowie byli ciekawsi. Podobno Stacia Kane zdobyła uznanie, ale moim skromnym zdaniem sporo jej brakuje choćby do Patrici Briggs i Jeaniene Frost, o Illonie Andrews nie wspominając. Bo pani Stacia nie dość, że pomysły na bohaterów miała w większości nie za bardzo oryginalne, to jeszcze nie udało jej się tchnąć w tych bohaterów życia. A przecież nie było wiele postaci, nad którymi trzeba było się pochylić. Ledwie trzy ważniejsze i kilka z dalszego planu. Niestety, jak się nie umie, to i z jedną postacią trudno sobie poradzić i potem mamy bohaterów nieciekawych, mało realistycznych i po prostu nudnych.
Chess, która w zamyśle miała być postacią intrygującą i niecodzienną byłą po prostu postacią nieodpowiedzialną i irytującą niczym przysłowiowa blondynka (nie uchybiając niczym blondynkom). Narkotyki i tatuaże miały dodać jej uroku „krawędzi”, ale autora opisała to tak, jak gdyby mieszkaniec Afryki pisał o Antarktydzie. Terrible to taki ni pies, ni wydra i nie wiadomo w sumie, czego się po nim spodziewać, przez co trudno traktować go poważnie – ani nie straszny, ani pociągający, ani intrygujący. Lex miał chyba grać rolę „mrocznego amanta”, ale znowu brakło warsztatu, by go dobrze wykreować.
Tragicznie nie jest, ale mogło być o wiele lepiej. Już nawet Karen Chance udało się stworzyć bardziej wyraziste postacie (i o wiele głupsze, tak na marginesie).

I fabule też czegoś zabrakło. Cała afera nie trzymała w napięciu, a z perspektywy czasu wydaje się dość nijaka. Mam wrażenie, że autorka wymyśliła całkiem dobry szkic fabuły, ale nie wiedziała jak go wypełnić ciekawymi rzeczami. No i w mojej opinii duchy nie najlepiej nadawały się do tego bałaganu. Po prostu w tym przypadku były… zbyt niematerialne. Autorka próbowała być oryginalna, ale nie dość, że wyprzedził ją choćby w tym Mike Carey to na dodatek zrobił to o wiele lepiej, bo dobrze dobrał fabułę do tematyki i wcale nie silił się na same duchy, a dorzucił łaki, demony i insze paskudztwa.
Być może przez to właśnie zabrakło napięcia w książce. Całość, choć sprawnie opisana, mnie przynajmniej w żadnym napięciu nie trzymała, nie ciekawiło mnie specjalnie, co będzie dalej, jak Chess sobie poradzi i kto za tym wszystkim stoi. Może jakbym nie czytał wcześniej tony książek o podobnej konstrukcji, to moje podejście było by inne, ale przeczytałem na nieszczęście autorki.

Obiektywnie patrząc książka nie jest złą, nie jest nawet średnia, a jest całkiem udaną powieścią. Niemniej nie jest niczym nadzwyczajnym i całkiem łatwo mógłbym polecić od ręki z pięć lepszych tytułów urban fantasy.

4 komentarze:

  1. O Wilku, wróciłeś do blogowego życia, jak miło :) Co do Staci Kane, ona przede wszystkim jest dobra w erotykach, jej serię Osobiste demony naprawdę dobrze się czyta. Nieświętych duchów nie miałam okazji przeczytać, ale moja koleżanka była nimi zachwycona. Myślę, że to zależy wszystko od tego, czego w książce szukamy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie starałem się rozgryźć co też może w tej książce bardzo się podobać.
    Terrible i Lex (główne role męskie) to kwestia gustu i pewnie są dziewczyny, którym kreacja tych postaci się spodoba. Podejrzewam też, że główna postać może się spodobać, bo jest dość ludzka - ma masę słabości, ale radzi sobie i jest całkiem fajna. Imo łatwo się z nią zidentyfikować. Do tego dorzucić ogólny klimat książki i ławo zrozumieć dlaczego zdobyła popularność.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobno i tak największa jazda zaczyna się w tomie drugim :) Może jeszcze się skusisz na kontynuacje i mi opowiesz, jakie wrażenia :P

    OdpowiedzUsuń