piątek, 20 grudnia 2013

„Spice & Wolf” – czyli to, co najlepsze w LN



LN to rozwinięcie terminu „light novel”, swoistego nurtu w literaturze japońskiej nieograniczonego gatunkiem, a odbiorcą, którym w tym przypadku są młodzi ludzie uczący się w szkole średniej lub na studiach. Dlatego wśród LN trafiają się romantyczne komedie, serie akcji z mocnym podtekstem erotycznym, rasowe fantasy, oryginalne miszmasze gatunków, cyberpunk, a nawet horror.

Dziś chciałbym Wam opowiedzieć o jednym z najlepszych, moim zdaniem, cyklu „light novel”, tj. „Spice & Wolf”.


Moja przygoda z S&W zaczęła się dawno temu, gdy z otchłani internetu wypłynęły pierwsze translacje odcinków anime o tym tytule. Przepadłem totalnie. A potem okazało się, że jest to adaptacją pierwszych tomów 17to tomowego cyklu książek autorstwa Isuna Hasekura. Naczekałem się trochę nim zaczęto to tłumaczyć na ludzki język (czyt. angielski), ale doczekałem się w końcu i obecnie, co roku, kupuję sobie na Amazonie świeżo wydane dwa tomy, których do chwili obecnej ukazało się już dziewięć. Przejdźmy jednak do najważniejszego.
 
Historia Spice & Wolf zaczyna się w momencie, w którym podróżny kupiec – Lawrence – przybywa wozem w rejony położonej na odludziu wioski. Akurat trafia na lokalny festiwal, uznany przez rozszerzający swoje wpływy kościół za pogański. Bo jak nie nazwać pogaństwem festiwalu na cześć Holo – lokalnego bóstwa urodzaju opiekującego się okolicznymi polami? Pogaństwo pełną gębą, nawet Lawrence musi to przyznać w rozmowie z pilnującym bram sąsiedniego miasta żołnierzem. Do samej wioski przybywa, gdy festiwal już trwa, a jego pierwsza część ma się ku końcowi. Legendy głoszą, że podczas ostatnich zbiorów w roku Holo chowa się w ostatnim najmniejszym snopku siana, a kto go zetnie, ten zostanie przez nią na jakiś czas opętany. Dlatego taką osobę zamyka się na tydzień w magazynie, by bóstwo nie uciekło, obłaskawiając przez ten czas podarkami i błagając o zapewnienie urodzaju w przyszłym roku. Lawrence obserwuje z boku, jak jego przyjaciel z wioski, z którym miał się spotkać – Yare – ścina ostatni snopek w wyniku czego zapewnia sobie tygodniowy urlop od świata. Nie chcąc czekać tak długo postanawia udać się w swoją drogę. Nikt jednak nie był świadomy tego, że najmniejszym snopkiem siana w pobliżu nie był ten ścięty przez Yare. Najmniejszy snopek leżał pod plandeką wozu Lawrence i był przywiezionym przez niego, jako próbka odpornej na zimno pszenicy. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że ktoś postanowił ten fakt wykorzystać.
 
W ten oto sposób rozpoczynają się przygody wędrownego kupca marzącego o uzbieraniu wystarczającego kapitału, by osiąść w mieście otworzywszy tam własny sklep oraz starożytnej wilczej bogini, która marzy o zobaczeniu świata nieoglądanego od kilkuset lat i o powrocie w swoje rodzinne, położone na dalekiej północy strony. Tak rozpoczyna się spokojna, ale wciągająca historia drogi, trudnej przyjaźni i skomplikowanych relacji, pełna ciepła i nostalgii za zdawałoby się nieosiągalnym marzeniem, które rodzi się podczas tej podróży. Podróży wypełnionej niesamowitymi dialogami i zdarzeniami, w której Lawrence ma szansę wykazać się kupieckim kunsztem i naiwnością, a Holo mądrością, wrednością i apetytem. Podróży poprzez szesnastowieczny świat wypełniony handlem, kupieckimi gildiami, machinacjami bogatych i tych, którzy chcą stać się bogatymi. Pełnej trudnych decyzji i trudnej nauki zaufania. Przepięknej podróży.

Co tu będę dużo pisał – jestem po uszy zakochany S&W, w bohaterach, relacjach między nimi, ich przemyśleniach, klimacie snutej opowieści. To lekka, a zarazem mądra historia, od której nie jestem w stanie się oderwać, i na której kontynuację czekam cierpliwie rok w rok. Brakuje jeszcze czterech lat, bym był świadkiem jej końca. Czekam na ten moment zarówno z niecierpliwością, jak i z przerażeniem. Bo co ja będę po tych czterech latach czytał?

Brak komentarzy: