LN to rozwinięcie terminu „light novel”,
swoistego nurtu w literaturze japońskiej nieograniczonego gatunkiem, a
odbiorcą, którym w tym przypadku są młodzi ludzie uczący się w szkole średniej
lub na studiach. Dlatego wśród LN trafiają się romantyczne komedie, serie akcji
z mocnym podtekstem erotycznym, rasowe fantasy, oryginalne miszmasze gatunków,
cyberpunk, a nawet horror.
Dziś
chciałbym Wam opowiedzieć o jednym z najlepszych, moim zdaniem, cyklu „light novel”,
tj. „Spice & Wolf”.
Moja przygoda z S&W zaczęła się dawno
temu, gdy z otchłani internetu wypłynęły pierwsze translacje odcinków anime o tym
tytule. Przepadłem totalnie. A potem okazało się, że jest to adaptacją
pierwszych tomów 17to tomowego cyklu książek autorstwa Isuna Hasekura. Naczekałem się trochę nim zaczęto
to tłumaczyć na ludzki język (czyt. angielski), ale doczekałem się w końcu i obecnie,
co roku, kupuję sobie na Amazonie świeżo wydane dwa tomy, których do chwili
obecnej ukazało się już dziewięć. Przejdźmy jednak do najważniejszego.
Historia Spice & Wolf zaczyna się w
momencie, w którym podróżny kupiec – Lawrence – przybywa wozem w rejony położonej
na odludziu wioski. Akurat trafia na lokalny festiwal, uznany przez rozszerzający
swoje wpływy kościół za pogański. Bo jak nie nazwać pogaństwem festiwalu na
cześć Holo – lokalnego bóstwa urodzaju opiekującego się okolicznymi polami?
Pogaństwo pełną gębą, nawet Lawrence musi to przyznać w rozmowie z pilnującym
bram sąsiedniego miasta żołnierzem. Do samej wioski przybywa, gdy festiwal już
trwa, a jego pierwsza część ma się ku końcowi. Legendy głoszą, że podczas
ostatnich zbiorów w roku Holo chowa się w ostatnim najmniejszym snopku siana, a kto go
zetnie, ten zostanie przez nią na jakiś czas opętany. Dlatego taką osobę zamyka
się na tydzień w magazynie, by bóstwo nie uciekło, obłaskawiając przez ten czas
podarkami i błagając o zapewnienie urodzaju w przyszłym roku. Lawrence
obserwuje z boku, jak jego przyjaciel z wioski, z którym miał się spotkać – Yare
– ścina ostatni snopek w wyniku czego zapewnia sobie tygodniowy urlop od
świata. Nie chcąc czekać tak długo postanawia udać się w swoją drogę. Nikt
jednak nie był świadomy tego, że najmniejszym snopkiem siana w pobliżu nie był
ten ścięty przez Yare. Najmniejszy snopek leżał pod plandeką wozu Lawrence i
był przywiezionym przez niego, jako próbka odpornej na zimno pszenicy. Nikt nie
zdawał sobie sprawy, że ktoś postanowił ten fakt wykorzystać.

Co tu będę dużo pisał – jestem po uszy
zakochany S&W, w bohaterach, relacjach między nimi, ich przemyśleniach, klimacie
snutej opowieści. To lekka, a zarazem mądra historia, od której nie jestem w
stanie się oderwać, i na której kontynuację czekam cierpliwie rok w rok.
Brakuje jeszcze czterech lat, bym był świadkiem jej końca. Czekam na ten moment
zarówno z niecierpliwością, jak i z przerażeniem. Bo co ja będę po tych
czterech latach czytał?
Brak komentarzy: