Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Steampunk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Steampunk. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 29 grudnia 2011

"Bezduszna" - Gail Carriger

Pierwsze spotkanie z Bezduszną przebiegło w atmosferze lekkiego szoku i nic nie wskazywało, aby ta znajomość miała trwać dłużej. Ba! Wszystko wskazywało na to, że zakończy się szybko. Panna (stara – nie zwykłem owijać w bawełnę) była obcesowa, wyszczekana i nadmiernie opalona przez geny ze strony ojca. Nos… który, delikatnie mówiąc, zwraca uwagę, też miała po nim. Tylko zachowajcie moje uwagi dla siebie – Lord Maccon, choć naszej bezdusznej nie cierpi jak morowej zarazy, to dziwnie się patrzy, gdy ktoś mówi źle o niej w jego obecności. Nie chcę wiedzieć, co oznacza takie spojrzenie u alfy wilkołaczej watahy Londynu. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie jestem odosobniony w swojej opinii o naszej skarbnicy problemów. Jej zacna rodzina również wie, co o niej myśleć i spisała ją już dawno na straty. Co, jak co, ale tak jak Alexia, nie powinna zachowywać się żadna dama Londynu. I jeszcze te parasolki – ile bym dał, aby służyły jej one jedynie jako ochrona przed pogodą.


Początki rzeczywiście były ciężkie, bo maniera językowa autorki dorównuje głównej bohaterce, działając na mnie tak samo jak bohaterka na otoczenie. Jednak, ku swemu szczeremu zdziwieniu, owa maniera po 30 stronach nie dość, że przestała przeszkadzać, to zaczęła dawać przyjemność tworząc niezły duet z naszą Alexią. Choć ta druga potrafi grać solo - całe otoczenie zdaje się wtedy przy niej statystami służącymi do rozstawiania po kątach lub robiącymi za poduszeczki do wbijania szpilek.

Tak, bohaterowie są równie specyficzni jak styl – jakieś stare dwudziestopięcioletnie panny, jakieś wilkołaki, którym leci już drugi wiek, przyjaciółki w kapeluszach, które ma się z miejsca ochotę zerwać im z głowy i podeptać. No i wampiry. O wampirach nie należy zapominać. Szczególnie, gdy seplenią, są źle ubrane i próbują gryźć bez pozwolenia. Wszystko upchnięte w autorską wersję wiktoriańskiego Londynu. Pomysł niby nie jest odkrywczy, ale podany ciekawie. Bohaterowie, choć irytują swoim przesadnym zachowaniem, to zarazem przyciągają i intrygują. Fabuła ukryta za tym wszystkim powoli nabiera rozpędu i zanim się obejrzymy, to od książki nie idzie się już oderwać.

Sięgając po ten tytuł nie miałem jakiś specjalnych oczekiwań, choć osoba kobiety, jako autora coś sugerowała. Miała być książka przygodowa w klimatach steampunku – dostałem romans plus książkę przygodową okraszoną specyficznym stylem. Lektura dla kobiet? Tak, ale nie tylko. Choć romansu znalazłem tam sporo, by nie powiedzieć, w nadmiarze, to przez większość książki daleko było mu do typowej lektury z gatunku (w sensie pozytywnym, oczywiście).
Całość wypadła trochę naiwnie i miejscami ckliwie, a fabuła z początku intrygująca potem zdaje się zakończona cokolwiek w pośpiechu – nie została niestety w pełni rozwinięta, a jej potencjał w pełni wykorzystany. Końcówka… No cóż, nie można mieć wszystkiego.
Niemniej było zabawnie, a całość wypadła na tyle ciekawie, bym sięgnął po drugą część przygód Alexii z nadziejami na kontynuację ciekawiących mnie wątków.

Książka warta polecenia na pewno dla płci pięknej, co też niniejszym czynię, ale i facet, jeżeli podejdzie do lektury z odpowiednim nastawieniem, znajdzie ją interesującą, a przynajmniej znośną.