Kiedyś było
fajnie – jak kogoś zabiłeś, to miałeś pewność, że będzie leżał martwy tak
ciałem, jak i duchem. I kawały o zmarłej teściowej można było spokojnie
opowiadać nie bojąc się, że dusza bohaterki tychże kawałów dobierze się nam do
skóry. Co było martwe, to było martwe do końca. Dobrze było, ale potem wzięło i
się sfilcowało. Teraz duchy wróciły i próbując odgryźć ci tyłek. A przynajmniej
te nieświęte, co uciekły z objęć Kościoła Prawdy. I przez takie właśnie duchy Chess
– nasz mała wytatuowana ćpunka, znaczy się, wiedźma – ma sporo roboty uganiając
się w postapokaliptycznym świecie za tym, co zwiało z miasta duchów.
Udał się autorce
koncept świata, przyznam. Apokalips już trochę widzieliśmy, magicznych też, ale
takiej z duchami w roli głównej to jeszcze chyba nie było. Niestety autorka
zmarnowała ten zacny pomysł. Dlaczego? Już spieszę wytłumaczyć.
Ten świat jest
pusty – taka wydmuszka. Pobieżnie szkic z masą plam, które aż proszą się o
wypełnienie i tchnięcie w ten świat życia. Niestety, tego w „Nieściętych
duchach” zabrakło, a to błąd, obok którego ciężko przejść mi spokojnie. Niby
jest Kościół, a go prawie nie widać. Niby jest postapokalipsa, a znowu się jej
nie czuje. Do tego opisywane miejsca wydawały mi się pływać w ciemnym morzu
niebytu, jak gdyby poza nimi mało co więcej było. Szkoda, bo gdyby ten świat
żył, był wypełniony szczegółami, miejscami i ludźmi, to odbiór książki mógłby
być o niebo lepszy.
Łatwiej byłoby
też, gdyby bohaterowie byli ciekawsi. Podobno Stacia Kane zdobyła uznanie, ale
moim skromnym zdaniem sporo jej brakuje choćby do Patrici Briggs i Jeaniene
Frost, o Illonie Andrews nie wspominając. Bo pani Stacia nie dość, że pomysły
na bohaterów miała w większości nie za bardzo oryginalne, to jeszcze nie udało
jej się tchnąć w tych bohaterów życia. A przecież nie było wiele postaci, nad
którymi trzeba było się pochylić. Ledwie trzy ważniejsze i kilka z dalszego
planu. Niestety, jak się nie umie, to i z jedną postacią trudno sobie poradzić
i potem mamy bohaterów nieciekawych, mało realistycznych i po prostu nudnych.
Chess, która w
zamyśle miała być postacią intrygującą i niecodzienną byłą po prostu postacią
nieodpowiedzialną i irytującą niczym przysłowiowa blondynka (nie uchybiając niczym
blondynkom). Narkotyki i tatuaże miały dodać jej uroku „krawędzi”, ale autora
opisała to tak, jak gdyby mieszkaniec Afryki pisał o Antarktydzie. Terrible to
taki ni pies, ni wydra i nie wiadomo w sumie, czego się po nim spodziewać,
przez co trudno traktować go poważnie – ani nie straszny, ani pociągający, ani
intrygujący. Lex miał chyba grać rolę „mrocznego amanta”, ale znowu brakło
warsztatu, by go dobrze wykreować.
Tragicznie nie
jest, ale mogło być o wiele lepiej. Już nawet Karen Chance udało się stworzyć
bardziej wyraziste postacie (i o wiele głupsze, tak na marginesie).
I fabule też
czegoś zabrakło. Cała afera nie trzymała w napięciu, a z perspektywy czasu wydaje
się dość nijaka. Mam wrażenie, że autorka wymyśliła całkiem dobry szkic fabuły,
ale nie wiedziała jak go wypełnić ciekawymi rzeczami. No i w mojej opinii duchy
nie najlepiej nadawały się do tego bałaganu. Po prostu w tym przypadku były…
zbyt niematerialne. Autorka próbowała być oryginalna, ale nie dość, że
wyprzedził ją choćby w tym Mike Carey to na dodatek zrobił to o wiele lepiej,
bo dobrze dobrał fabułę do tematyki i wcale nie silił się na same duchy, a dorzucił
łaki, demony i insze paskudztwa.
Być może przez
to właśnie zabrakło napięcia w książce. Całość, choć sprawnie opisana, mnie
przynajmniej w żadnym napięciu nie trzymała, nie ciekawiło mnie specjalnie, co
będzie dalej, jak Chess sobie poradzi i kto za tym wszystkim stoi. Może jakbym
nie czytał wcześniej tony książek o podobnej konstrukcji, to moje podejście
było by inne, ale przeczytałem na nieszczęście autorki.
Obiektywnie
patrząc książka nie jest złą, nie jest nawet średnia, a jest całkiem udaną powieścią.
Niemniej nie jest niczym nadzwyczajnym i całkiem łatwo mógłbym polecić od ręki z
pięć lepszych tytułów urban fantasy.
Dla relaksu jak najbardziej :)
OdpowiedzUsuńO Wilku, wróciłeś do blogowego życia, jak miło :) Co do Staci Kane, ona przede wszystkim jest dobra w erotykach, jej serię Osobiste demony naprawdę dobrze się czyta. Nieświętych duchów nie miałam okazji przeczytać, ale moja koleżanka była nimi zachwycona. Myślę, że to zależy wszystko od tego, czego w książce szukamy :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie starałem się rozgryźć co też może w tej książce bardzo się podobać.
OdpowiedzUsuńTerrible i Lex (główne role męskie) to kwestia gustu i pewnie są dziewczyny, którym kreacja tych postaci się spodoba. Podejrzewam też, że główna postać może się spodobać, bo jest dość ludzka - ma masę słabości, ale radzi sobie i jest całkiem fajna. Imo łatwo się z nią zidentyfikować. Do tego dorzucić ogólny klimat książki i ławo zrozumieć dlaczego zdobyła popularność.
Podobno i tak największa jazda zaczyna się w tomie drugim :) Może jeszcze się skusisz na kontynuacje i mi opowiesz, jakie wrażenia :P
OdpowiedzUsuń