Łatwo boczyć się na oczekiwania, gdy wchodzą nam w paradę. No
i tylko boczenie pozostaje, bo nic z tym fantem zrobić się nie da. Gdy brałem w
łapki „Ziarna Ziemi” spodziewałem się sci-fi napisanego z rozmachem. Nie
zawiodłem się, bo rozmachu historii odmówić nie można. Jednakże po przeczytaniu pierwszych rozdziałów spodziewałem się
czegoś więcej, spodziewałem się udanego połączenia „Hyperionu” z „Gwiezdnym
Przypływem”. Tu pojawił się problem.

Szczegół niestety w tej powieści leży. Im dalej w wątki, plany,
konstrukcję fabuły, tym więcej umowności, dziur logicznych i naiwności.
Gwiezdne społeczeństwo po wstępnym zarysowaniu pozostaje w takim stanie do
końca, taka sama sytuacja spotyka rasy oraz zarys sytuacji politycznej. Akcja
skupia się poszczególnych bohaterach i kłopotach, w które się uwikłali. A kłopoty to intrygi szyte naprawdę grubą dratwą, gdy pod ręką ma się zaawansowane nanonici. Dodatkowo mamy tu
do czynienia nie tyle z miszmaszem gatunkowym, który w pewnym stężeniu występuje,
co z miszmaszem punktów ukazania akcji, która skacze w różne miejsca. To, moim zdaniem, nie bardzo autorowi wyszło, bo
zbytnio zaburza tempo i wybija z rytmu, do tego stopnia, że przygód niektórych
bohaterów najnormalniej nie chciało mi się czytać, a na pobieżnym kartkowaniu
ich rozdziałów nic nie traciłem (co za dobrze o książce nie świadczy). A sami
bohaterowie byli nieskomplikowani, by nie powiedzieć prości, i niestety
nie udało mi się zbytnio przejąć ich losami. Bardziej interesowała mnie
sytuacja ogólna, ale ona była przyćmiewana losami bohaterów, co tylko potęgowało
moją irytację.
Tym oto sposobem z początkowego zachwytu lektura „Ziaren
Ziemi” zamieniła się w brnięcie do końca, by zobaczyć w jakim momencie autor
urwie nam akcję każąc czekać na kolejny tom. Szczerze, to nie wiem, czy po ten
kolejny tom sięgnę.
Częściowo się z Tobą zgodzę, bo książka okazała się całkiem inna, niż się spodziewałam, aczkolwiek taki misz masz gatunkowy mi się osobiście podobał. Ciekawa jestem drugiego tomu.
OdpowiedzUsuńMieszanka gatunków akurat również mi się podobała, ale jak pisałem: to nie w niej leży problem książki.
UsuńPoszukam tej książki i sprawdzę na własnej skórze tę gatunkową składankę :)
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce i po pierwszych zdaniach Twojego tekstu bardzo chciałam to przeczytać. Niestety należę do tych osób, które "wiecznie się wszystkiego czepiają", więc przy tej lekturze też pewnie by tak było. Na razie cieszę się ze skompletowania wszystkich książek Donaldsona z serii i zapewne po skończeniu lektur recenzenckich za nie zabiorę się w pierwszej kolejności. co nie oznacza, że będzie to szybko :)
OdpowiedzUsuńDonaldson? Czyżby chodzi o serię "Skok w ..." ? Jeżeli tak, to czekam na Twoją recenzję, bo przeczytałem pierwszy tom i mam mieszane uczucia.
UsuńTak, właśnie o "Skoki" chodzi :) Na Zaginionej Bibliotece czytałam pozytywne opinie, więc jestem tego bardzo ciekawa. I specjalnie czekałam, aż ukaże się pełna seria :)
UsuńMoże i finisz kiepski, ale myślę, że warto to przeczytać choćby ze względu na wyśmienity początek :)
OdpowiedzUsuń