środa, 11 stycznia 2012

"Obsydianowe serce" - Ju Honisch

Wiecie, co Wam powiem? Ta książka diabelnie dobrze wygląda na półce. I na tym kończą się jej zalety.
No, ale po kolei.

Sam jestem sobie winny. Kusiła mnie ta okładka. Oj, kusiła. Jak tylko wyszedł pierwszy tom, to czaiłem się dookoła niego w księgarni. Fajna modelka w steampunkowym wdzianku, świetny projekt okładki z toną steampunkowych bajerów - zapowiadał się rzadka i jakże wyśmienita uczta. Dodatkowo na okładce trafiły się takie słowa jak „gotycka”, „czarny humor” i „szczypta steampunku”.
Czego chcieć więcej?
Zignorowałem więc fakt, że gdy pierwszy tom trafiał w moje ręce to usłyszałem jakoby książka była polecana jako „podobna do Bezdusznej”. Już wtedy powinny zapalić się ostrzegawcze lampki, bo choć Bezduszną lubię, to żadne z niej arcydzieło, a "Obsydianowe serce" może być podobne akurat w miejscach, które do gustu mi nie przypadły. To był pierwszy błąd. Drugim było zbagatelizowanie strasznie wyświechtanych i niepokojących haseł na tyle okładki, takich jak: "łączy to, co najlepsze w romansie historycznym i fantastyce"
Wpakowałem jednak książkę do torby wybierając się w długą drogę powrotną do domku.
Byłem ostrzeżony i pretensje mogę mieć jedynie do siebie.

Fabuła zapowiadała się całkiem apetycznie: koniec dziewiętnastego wieku, ekskluzywny hotel, intryga, pradawny manuskrypt o ogromnej mocy i walka o to, by go posiąść. Do tego, zdawało się, całkiem interesujące postacie jak młoda panna z tajemnicą, banda oryginalnych wojaków, mroczny przystojniak niebędący człowiekiem itp. No i styl pozwalający połykać stronę za stroną.
Udławiłem się niestety fabułą, postaciami, a styl ledwo dawał radę, jako woda do popicia tej papki.

Fabuła okazała się straszliwie sztampowa i przewidywalna – jednym słowem ziewałem i zgadywałem z 95% skutecznością, co wydarzy się na następnych stronach. Postacie były wyraziste niczym naturalnych rozmiarów wycinanki z kolorowego kartonu - większość z nich zachowywała się naiwnie albo kiczowato i do tego była przewidywalna jak fabuła. W pewnym momencie heroiczna głupota w ich wydaniu sięgała niebios i naprawdę zastanawiałem się czy to przypadkiem nie parodia literatury przygodowej. A gdy bohaterowie zaczynali wygłaszać swoje kwestię, to nie musieli ich kończyć bym wiedział, co chcieli powiedzieć. Do tego ich motywacja była skomplikowana jak budowa cepa i tłumaczona w porażająco prosty i łopatologiczny sposób.
Choć główna bohaterka z całej tej hałastry wydawała się najmądrzejsza to autorka nie splamił jej choćby krztyną oryginalności. Może doszła do wniosku, że nie pasowałaby wtedy do intrygi? Bo ta wraz ze swoimi uczestnikami wzbudziła we mnie jedynie politowanie. Prosiłoby się też o tchnięcie, choć odrobiny życia w miejsce akcji, bo miałem nieodparte wrażenie, że bohaterowie są w hotelu sami i musieliby chyb go rozwalić całkowicie, by autorka czuł za zasadne wprowadzić ich w interakcję z szerszym otoczeniem.
Styl nie ratował niestety całości - poprawny, ale dla mnie szary i bez życia.
I ostatni zarzut – to ma ponad 800 stron! Grafomania czystej próby.
Plus taki, że szybko się czyta i tylko to utrzymało mnie przy tej książce – przy obu jej tomach (sic!).
Bym zapomniał: steampunku starczyło tam jedynie na okładkę.

Przyznam jednak, że jeżeli spojrzeć na to, jako na romans, to może wszystkie moje zarzuty okażą się bezzasadne. Nie dam głowy, choć wątpię. Nie czytałem wiele romansów, ale te, które czytałem wydawały mi się jednak o wiele sensowniejsze. Rozterki i uczucia bohaterów godne gimnazjum i początku szkoły średniej były rozciągane na kilka nawet stron i ledwo powstrzymywałem się od szybkiego przewracania kartek.

Zostawiam ocenę tej książki Wam, drogie czytelniczki, bo jest ona kierowana do Was. Każdemu facetowi czytanie jej odradzam z ręką na sercu, ale polecam pooglądanie okładki, bo fajna jest i już.

20 komentarzy:

  1. No zobaczymy :) Mam ją na półce i czeka na swoją kolejkę.

    OdpowiedzUsuń
  2. I „nie oceniaj książki po okładce” nabiera pełni wyrazu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja patrząc tylko na okładkę bym po nią nie sięgnęła właśnie;) Ale to kwestia gustu:) Twoje pierwsze słowa mnie ujęły:) "(...)i na tym kończą się jej zalety" ;)

    Ale masz piękny szablon! Przyjemnie tu u Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zachwycam się tym szablonem! Moje ulubione kolorki:) No i czekam z niecierpliwością na recenzję Cień Wiatru. Nie czytałam jeszcze Zafona, a wszyscy tak zachwalają. Jskoś jeszcze nie mam przekonania do niego.

    OdpowiedzUsuń
  5. @ Tetiisheri
    - z Twoim tempem czytania to nie wątpię, że i to przeczytasz : ) Szczególnie, że to co ja krytykowałem możesz znaleźć bardziej zjadliwym a nawet może Ci się spodobać (przyjaciółka zachwyca się np. jednym z wojaków : ))

    @Viginti Tres
    - ale ta okład a dla mnie naprawdę jest fajna ; ) Szczęściem nie kupowałem, więc straty nie ma.

    @Karolka
    - pamiętaj, że u faceta komentujesz ; ) Trudno bym się taką okładką nie zachwycał : )
    - a za pochwałę szablonu dziękuję - powoli rozgryzam zasady działania blogspotu i coś tam zmieniam, dodaję itp.
    - "Cień wiatru" już przeczytany, tylko tu nie zdążyłem zmienić okładki. Obecnie czytam tak książkę na dwa dni więc chyba wrzucę coś ambitniejszego, np. II tom 1Q84, bo za niego też się zabieram : )
    A recenzja dla "Cienia wiatru" pisze się : ) Książka genialna, naprawdę. Polecam z całego serca.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wilku, ja nawet bym nie przypuszczała, że mogą Ci się nie podobać. Zwłaszcza z tomu drugiego. To przecież zupełnie zrozumiałe. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Może Cię trochę zaskoczę, Viginti Tres, ale okładka pierwszego tomu podoba mi się bardziej ; )

    OdpowiedzUsuń
  8. Zaskoczyłeś tylko troszeczkę, wszak obie posiadają pewne walory. A obstawiałam drugą, ponieważ są tam lepiej wyeksponowane. Mówię oczywiście o barwach, czerwień ładnie się odznacza, a ta czarna jest monotonna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Może być ciekawa :) Tytuł zachęcający i okładka śliczna :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Okładki w rzeczy samej świetne:) Książek i tak raczej bym nie tknął, ale jednak dobrze być pewny, że nie warto:)

    OdpowiedzUsuń
  11. @Pablo
    - zawsze lepiej mieć pewność : ) Kiedyś jeszcze wpadałaby Ci w ręce przez przypadek i byś się tej okładce dał skusić xD

    OdpowiedzUsuń
  12. Skoro tak polecasz Cień Wiatru to następnym razem jak będę w biblotece wypożyczę. Ostatnio jakiś facet sprzątnął mi tą książkę sprzed nosa;)
    A na recenzję Murakamiego 1Q84 też czekam z niecierpliwością. Jak na razie tylko chodzę koło tych książek. Coś mi się wydaje, że chciałabym mieć całą trylogię na własność:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Babskie książki też mogą być fajne, ale ta jakoś fajna się nie wydaje i nawet okładki mi się nie podobają - cycki pokazać każdy umie. Żeby to chociaż klimat miało, a tu kilka kółeczek zębatych i już steampunk? eh... Nie zamierzam czytać, a Twoja opinia utwierdziła mnie w tym przekonaniu :P

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyznam się bez bicia, mnie też przyciągnęła okładka ;)
    I jeszcze te określenia: ,,gotycka”, „czarny humor”,„szczypta steampunku”. Ta wspomniana szczypta to okładka. Czarny humor? Przy maksymalnie dobrej woli... Gotyku za grosz. Książka nie jest zła, tyle że... jest o niczym właściwie. Czasem dłużyła mi się niemiłosiernie. Romansem też bym jej w sumie nie nazwała. Klimat w tej książce jest płaski, bez wyrazu.
    To już zdecydowanie wolę serię o ,,Bezdusznej", bo i humor jest, i steampunk się pojawia, choć czasem nieśmiało ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. @Karolka
    - polecam "Cień wiatru" z pełną odpowiedzialnością - recenzja właśnie się pisze, ale czekam na własny egzemplarze. To taka książka, która przyjemnie mieć przy sobie : )
    - 1Q84 właśnie czytam trzeci tom. Szerze, to do końca nie moje klimaty i nie robi już na mnie takiego wrażenia jak "Koniec świata". Postaram się jednak napisać coś i o tej trylogii. Czekam właśnie na paczkę z nią - też chcę mieć ją na własność ; )

    OdpowiedzUsuń
  16. @Tirindeth
    - okładka dla facetów, ale zastanawiam się co ona robi na babskiej książce : )

    OdpowiedzUsuń
  17. @Natalia_Lena
    - jeżeli i romans z tego słaby, to naprawdę nie wiem o czym ta książka jest. Intryga to była farsa, cała akcja też - jedynie w romansie nadzieja : )
    Bezduszna zdecydowanie lepsza i już ostrzę sobie zęby na czwarty tom : )

    OdpowiedzUsuń
  18. A ja się nieźle zdziwiłam, widząc tę książkę w zapowiedziach. Ju Honisch?... He?... Ze świecą tego szukać w niemieckich księgarniach, a i o pisarce nic w życiu nie słyszałam, choć jakieś tam pojęcie o niemieckiej fantastyce mam. Poszperałam i znalazłam, książkę wydało jakieś niszowe wydawnictwo (co samo w sobie jest bardziej plusem niż minusem), ale ponieważ steampunkowe klimaty mi nie leżą, nie zdecydowałam się - za duże ryzyko, że trafię jak kulą w płot. I dzięki Ci wielkie za kupno i zrecenzowanie tej książki - Ty masz ładnie wyglądającą okładkę, ja wiem, że przeczucie mnie nie myliło...

    OdpowiedzUsuń
  19. @Agnieszka
    - za zakupy musisz podziękować Arii i Mirandzie - ja byłem szczęśliwcem, który to "cudo" jedynie pożyczył xD

    OdpowiedzUsuń
  20. Będę omijać szerokim łukiem i podkulonym ogonem... Fe!

    OdpowiedzUsuń