wtorek, 31 stycznia 2012

"Przywoływacz dusz" - Gail Z. Martin

Dawno miałem przyjemność czytać dobrą książkę z gatunku high fantasy. Dlatego z dużą dozą optymizmu sięgnąłem po zbierający całkiem niezłe oceny cykl pani Gail Z. Martin, a dokładnie po jego pierwszą część, tj. "Przywoływacza dusz".
Jakbym powiedział, że spodziewałem się wiele po tej książce to minąłbym się z prawdą. Nie spodziewałem się jednak, że dostanę coś tak słabego.

Historia zaczyna się aż nazbyt banalny i przewidywalny sposób. W dzień Nawiedzin, kiedy to dusze zmarłych potrafią być widoczne nawet dla nieobdarzonych mocą, poznajemy księcia Martrisa - drugiego syna sprawiedliwego króla Margolanu. Przy okazji poznajemy pobieżnie resztę królewskiej rodziny w tym pierwszego syna - Jareda, który dla odmiany będzie arogancki, niesprawiedliwy, brutalny, gwałcący służące itp. Jak dodamy do tego bal z okazji Nawiedzin, to nie sposób spodziewać się czegokolwiek innego niż przewrotu, w którego rezultacie główny bohater jest zmuszony do ucieczki, porzucenia swojego dotychczasowego życia, tułaczki po świecie i knucia zemsty na Jaredzie. Wstęp prosty, ale przecież wiele dobrych historii zaczyna się w prosty sposób. Niestety, w tym przypadku jak było prosto na początku, tak będzie do samego końca.

Fabuła nie zachwyca. Dostajemy standardowe "dobry brat musi powstrzymać złego, co zagarnął tron, i przy okazji uratować świat". Bo oczywiście za złym bratem stoją złe siły. Wszystko jest tu tak proste, że epitet "prostackie" aż prosi się o użycie. Przewidywalność i naiwność wylewająca się z kart książki poraża. Czułem się jak na sesji rpg prowadzonej przez mistrza gry uważającego, że jego gracze są opóźnieni umysłowo. Bohaterowie są prowadzeni jak po sznurku, cały czas ktoś im pomaga, ktoś doradza, ktoś wskazuje kierunek, zbiegi okoliczności zbiegają się same ze sobą, a przeznaczenie zstąpiło na ziemię i popycha wszystkich grubym paluchem. To jest tak nachalne, że aż boli.

Żeby jeszcze ci bohaterowie byli ciekawi. Niestety, nie są. Dostajemy standardowy zestaw postaci, którym z nieznanych powodów zrównano osobowość i zmieszano w szarą papkę. Mamy nijakiego księcia na wygnaniu, targanego emocjami, chcącego zemścić się za śmierć rodziców i siostry, posiadającego mocą, ale niestety tkniętego niemocą zrobienia czegokolwiek z samym sobą i otoczeniem. Mamy barda, o którego bardowości autorka szybko zapomniała. Mamy trzech wojowników, którzy po kilkudziesięciu stronach zlewają się w jedną postać. Powyższe osoby stanowią podobno grupę towarzyszy i niektórzy nawet podobno przyjaźnią się ze sobą jednak autorka chyba o tym zapomniała, bo ich relacje są dziwne i nienaturalne. Następnie dostajemy uzdrowicielkę i jej brata, i księżniczkę przeznaczoną naszemu księciu. Jak kogoś pominąłem to przepraszam, ale naprawdę łatwo tu przegapić jakąś postać. To nawet nie jest parada szablonowości.

Świat przedstawiony jest pusty. Jakieś księstwa z ledwie naszkicowaną historią (albo i bez), skrawki opowieści o wojnie z "tym Złym", niemożliwa do wyobrażenia sobie topografia terenu, tajna loża czarodziejek itp. Do tego bardzo słabe opisy otoczenia i akcji. Wszystko to powoduje, że bohaterowie wędrują sobie Skądś, przez Coś, w kierunku Wielkiego Celu. A wszystko, co się im przytrafiało nie idzie skomentować inaczej niż "ja to już gdzieś widziałem...".

Styl autorki to osobna kwestia, której należy się odrobina "ciepłego" słowa. Męczyłem się czytając. Wspomniane słabe opisy akcji, nic niewnoszące przemyślenia, sztywne dialogi, masa powtórzeń, chaos utrudniający czasami zorientowanie się w sytuacji. Słabo, naprawdę słabo. Może to wina tłumacza, a autorka jest niewinna, ale szczerze w to wątpię.

I na koniec bardzo niefajny fabularny chwyt. Pierwszy tom jest tylko wstępem - sam w sobie opowiada bardzo ubogą historię i jedynie otwiera wątki. By dowiedzieć się czegokolwiek więcej trzeba sięgnąć po następny tom.
Ja, z całą pewnością, po niego nie sięgnę i pierwsze zdanie recenzji niestety pozostaje nadal aktualne.

8 komentarzy:

  1. Hmm, wydaje się gorsze nawet od kontynuacji "Drogi cienia".

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za ostrzeżenie... "Gracze opóźnieni umysłowo" - dobre.

    OdpowiedzUsuń
  3. O, po tylu zachęcających recenzjach nie spodziewałam się, że tak książkę zjedziesz. Mimo wszystko przeczytam - kiedyś, jak akurat nie będę miała nic ciekawszego do roboty.;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To tylko moja skromna opinia : ) Wielu osobom bardzo się podobało. Nawet Pablo chwalił cykl.

    Sam dziwię się sobie, że tak krytycznie podszedłem do tego tytułu. Nie czytałem fantasy od dłuższego czasu więc spodziewałem się, że nawet coś mniej ambitnego sprawi mi przyjemność, a tu taka niespodzianka. Przez moment bałem się już, że odwykłem od high fantasy i przestało podobać mi się ono jako gatunek, ale czytam właśnie "Pozłacany łańcuch" i ten całkiem przypadł mi do gustu. Nie jestem jak widać stracony dla tego typu książek : )

    OdpowiedzUsuń
  5. Wilku, ponieważ Ty wymagasz czegoś więcej niż papki dla mas. Mnie też ona nie smakuje, dlatego lubię Twoje recenzje. ;)

    Na marginesie, czytasz już "Taniec ze smokami"? Tak wynikałoby z Twojego komentarza, ale poplątałeś poprzednie formy z obecnymi, a ja dopiero przed najnowszą, i się pogubiłam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie się Przywoływacz całkiem podobał:) Nie był porywający (taki jest dopiero III tom), ani jakiś oryginalny czy wyjątkowy. Czytało mi się go łatwo i szybko, trzymał mnie bez zaśnięć i podoba mi się magia z przywoływaniem i odsyłaniem duchów:)

    W pełni szanuję Twoje odczucia i nawet po części się z nimi zgadzam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. No proszę a książka już u mnie na półce, ale nie dam się w tym przypadku przekonać - na pewno sięgnę ;-)

    OdpowiedzUsuń