Jesteś pewny? Naprawdę? Gdzie ty widzisz te różnice, dla których warto to wszystko poświęcić? I ty siebie uważasz za Jasnego? Przestań! A niech cię wszyscy diabli!
Gdy "Nocny patrol" nieśmiało pokazywał nam, że nie wszytko jest czarno-białe, to "Dzienny patrol" rzuca nam tym w twarz. W bardzo nieprzyjemny sposób. Jest Jasność, i jest Ciemność, a między nimi jest szarość – ocean szarości.
Każdy konflikt rządzi się jakimiś prawami. Im groźniejsza broń w użyciu tym mocniejsze muszą być ograniczenia. Zazwyczaj to strach.
Równowaga to jednak nie tylko wymysł ludzi i Innych. Nie tylko oni dążą do niej na swoje ograniczone sposoby. Czasami równowaga dba o siebie sama. Czasami są ofiary.
Gdy zobaczyłem drugie nazwisko obok Łukjanienki, to miałem pewne obawy. Jakby nie patrzeć, to nie wróży zazwyczaj czegokolwiek dobrego. Chwała Zmrokowi, że tym razem jest inaczej. „Nocny patrol” był świetny, ale czegoś mu brakowało. Nie była to wada, po prostu brak. To coś pojawiło się wraz z Władimirem Wasiliewem. To przejmujące uczucia, które potrafią ścisnąć gardło. Tego brakowało pierwsze części – czegoś, co chwyta nie tylko za wyobraźnię, ale i za serce. Nie wiem jak autorzy podzielili się rolami przy tworzeniu tej książki – to nie jest ważne. Ważne, że wyszło im to genialnie.
„Nocny patrol” w całości pokazywał nam świat Innych z perspektywy Jasności. Teraz mamy okazję poznać świat z perspektywy Ciemności i szarości. Powiem Wam szczerze, że pierwsza opowieść naprawdę wywarła na mnie wrażenie. Długo zajęło mi otrząśnięcie się z jej wpływu – nie udało się do końca książki i zostało to jeszcze bardziej wzmocnione, bo finał dodatkowo poruszył coś we mnie i zostawił w takim stanie na długie godziny.
Cała pierwsza historia została opowiedziana z perspektywy młodej wiedźmy – Alicji, którą zdążyliśmy poznać w pierwszym tomie. Przyjemnie zobaczyć Inność bez smyczy, bez ograniczeń, bez sztucznego altruizmu, bez tych wszystkich śmieci i hipokryzji. Inność, która nie jest ani dobra, ani zła. Która jest dumna i sama o sobie stanowi.
A potem jest jeszcze ciekawiej – jest walka o równowagę i o wpływy, są intrygi i niejasne cele. A wszystko skąpane w uczuciach i emocjach. I jest jeszcze bardziej tragicznie.
Po co to wszystko? Co jest tego warte?
Bohaterowie „Dziennego patrolu”są wykreowani w taki sposób, że nie pozostaje nic innego jak z szacunkiem skłonić głowę autorom. Dawno miałem taką przyjemność z samego faktu pojawienia się postaci na kartach książki. Ich postawa, myśli, uczucia, dramaty. Łatwo wyobrazić sobie, że to realni ludzie, łatwo zrozumieć ich tragedie nawet w naszych kategoriach. Łatwo poddać się wpływowi uczuć.
Rzadki to przypadek w tego typu literaturze. Tym bardziej cenny. Alicja, Anton i Swieta, Igor, Zawulon – mógłbym wymieniać dalej, ale po co? Kto czytał „Nocny patrol” ten na pewno sięgnie i po „Dzienny”. A kto nie czytał, ten niech wie, że im dalej, tym lepiej. Naprawdę warto zapoznać się z cyklem Łukjanienki : )
Nie wiem, co napisać, żeby się nie powtarzać z komciem pod recenzją poprzedniego tomu, więc napiszę tylko, że się zgadzam.:)
OdpowiedzUsuńTo jeden z moich ulubionych cykli... Nigdy go nie sprzedam. I jeszcze dzieci zmuszę do przeczytania. Kiedyś.
OdpowiedzUsuńNocny przede mną jeszcze, ale może rozpocznę od dziennego :)
OdpowiedzUsuń@Taki jest świat
OdpowiedzUsuń- nawet o tym nie myśl : ) To jest chronologicznie ułożone i naprawdę trzeba zacząć od pierwszego tomu.